Wielkanocne Życzenia (jako że Święta się zbliżają)
…kupiłem indyka, 6 kg mięsa, które już w sklepie widziałem jak się rumieni w piekarniku, skwierczy rozsiewając pyszny zapach pobudzający orkiestrę, chyba filharmoniczną, w moim żołądku! Rzuciłem na ladę, podjechał dumnie do kasjerki wypychając swoje grube uda poprzez folię, którą był szczelnie opakowany. Kasjerka spojrzała na mnie, jakby chciała się wprosić na ucztę, widocznie też i do niej doszedł rozkoszny zapach z piekarnika… …będzie z żurawiną i jabłkami, rzuciłem krótko. Jeeejjj, westchnęła tylko i podała paragon. Chciała też podać indyka, ale 6 kg mięsa, jeszcze niedawno żywego, wymknęło jej się z rąk i poleciało za ladę turlając się zgrabnie w kierunku wyjścia. Czyżby indor chciał dać drapaka nie podzielając mojego punktu widzenia na jego miejsce w piekarniku?
Schowałem spokojnie resztę do portfela i ruszyłem po indora. Kątem oka spostrzegłem, ktoś podnosi go z ziemi, więc spokojnie, uprzejma kobitka… Wziąłem resztę rzeczy i po indora… a tu ani jego ani kobitki… głos z tyłu wykrzyknął, łapać indyka bo ucieka i zaczęło się ! Wyskoczyłem ze sklepu i widzę, że kobita zygzakiem pomiędzy autami zasuwa z moim indykiem pod pachą… Niedoczekanie twoje, zaraz cię dopadnę … w tym momencie baba potknęła się o coś, 6 kg mięcha wyleciało łukiem na ulicę i…. poturlało się pod jadący autobus linii…
NIEEEEEEEE, krzyknąłem przerażony wizją drugiej śmierci już nieżywego indora, a może wizją rozgniatanej kołami busa chrupiącej, rumianej skórki i zmieniający się w zapach spalin wspaniały zapach pieczonego mięsa. No i stało się! Tylko chrupnęło i indor już do reszty wyzionął ducha… została po nim mokra plama i trochę folii… „Oż ty Karol”, to były słowa pożegnania mojej wizji wspaniałej uczty. Dawaj tę babę, niech kupi teraz nowego. Ale po niej nawet ślad nie został, zbyt długo wpatrywałem się w marne doczesne szczątki indora. Wróciłem do sklepu po nowego, bo nie miałem zamiaru tak łatwo zrezygnować z tej zaczętej w myślach uczty. Zaglądam do lady chłodniczej, a tam ani śladu po indykach! „Oż ty Karol”, zacytowałem mowę pożegnalną z nad grobu indora i poszedłem do kasy. Nie musiałem płacić, no bo i za co?
Tylko gdzie tu kupić teraz indyka, o 15.55 w sobotę wielkanocną!? „Oż ty Karol”… uparcie nasuwało się na usta w czasie jazdy do domu. I tak dobrze, że to nie kobitę rozjechał autobus, bo to by dopiero była jatka, … albo i nie!
Jakoś przeżyję, szynka jest, kiełbasa jest, zgaga jest, może uchronię się od niestrawności… No widzisz, i wyszło na dobre, dobre zdrowie twoje… Eeee… ale taki indyczek, chrupiący, złociutki i te jabłuszka…
Sąsiedzie? …z moich rozmyślań nagle wyrwał mnie głos sąsiada z za płota. Nie chce pan przypadkiem indyka, bo ja kupiłem jednego, a moja kobitka też kupiła i mamy dwa. Oddam za pół ceny!
Odczekałem dobrą chwilę niby się zastanawiając, choć żołądek wrzeszczał, „dawaj go, dawaj!” …no dobra, niech będzie, wezmę go, pomogę sąsiadowi jak na sąsiada przystało… Co prawda nie planowałem indyka na święta, ale czego się nie robi dla … dawaj go Pan!
… mojego chrupiącego, rumianego, pachnącego, 6 kg mięska !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Wesołego ALLELUJA i do przodu !!! …do kuchni, chciałem powiedzieć…
Najlepszych Świąt Wielkanocnych wszystkim życzy
Pawel by vega (2014)